Italia, Bolonia

neversleeping city

9 września 2011; 3 584 przebytych kilometrów




bolonia



Niecała godzina i już Bolonia.
Aurelio napisał mi, że mam pojechać autobusem nr 21 (bilet na przejazd 1 euro). Trochę się go naszukałam, ludzie też jacyś mało pomocni ;) Ilość przystanków z tymi w opisie trasy z lekka się nie zgadza, ale kierunek mam dobry i po piętnastu minutach wysiadam przy cmentarzu. Pytam o uliczkę, idę nieco naokoło jak się okazuje, ale wcale mi to nie przeszkadza. Jest numer 4 i 8, a nigdzie nie mogę znaleźć 6! W końcu dzwonię d o Zariny, żeby wyszła po mnie na ulicę, ufff, okazuje się, że numer 6 jest schowany za bramą, a nigdzie nie ma do niego strzałki ;) Nareszcie mogę trochę odsapnąć po podróży :)
Aurelio wraca z jakiegoś wesela, jest jeszcze Laura z Hiszpanii, więc mamy międzynarodowe spotkanie CS :) Trochę gadamy, ale i tak wszyscy siedzą z nosami w notebookach ;) Pod wieczór w pobliżu ktoś zaczyna grać na akordeonie, cudownie!

Decyduję się pojechać do miasta. Kiedyś już tu byłam, ale wtedy były tylko przesiadki na dworcu i tyle.
Wysiadam w centrum. Pierwsze, co rzuca się w oczy to Due Torre i Piazza Maggiore. Już z autobusu widać, że miasto jest niesamowite! Większość ulic ma podcienia, które teraz są podświetlone. W mieście pełno ludzi, siedzą albo w knajpkach albo wprost na ulicach, super!
Idę po prostu przed siebie, tu i tam, bez specjalnego planu. Tak najbardziej lubię odkrywać miasto, uliczki, placyki...
Na Piazza Santo Stefano policja zabiera jakieś auto. Pająk jedzie i włącza co chwilę klakson - żeby wszyscy wiedzieli jak się kończy parkowanie w niedozwolonym miejscu? ;) A policji generalnie tu pełno.
Dalej odkrywam jeszcze cały kwartał uniwersytecki. Coraz bardziej mi się tu podoba i coraz bardziej żałuję, że będę tu tak krótko!
Oczywiście nie mogłam nie skusić się na włoskie lody. Są PYSZNE!!! (średnia porcja 2,50 euro) Potrzebowałam tez jakiś konkret, sklepu żadnego otwartego nie ma, więc decyduję się na chińskie spaghetti (4 euro) - powinnam spróbować pizzy, no ale przynajmniej się najadłam, a jeszcze na śniadanie zostało.
W końcu zmęczenie daje znać o sobie, więc decyduję się wracać. Jutro będzie cały dzień. Na Piazza Maggiore zaczepia mnie jakiś Italiano, koniecznie chce, żebym z nim dziś została, albo umówiła się na jutro. Wiadomo o co mu chodzi, ale robi to w tak uroczy sposób, że nie sposób się nie uśmiechać ;) Nie minęło pięć minut, podchodzi do mnie jakaś kobieta, mówi, że jestem bella i coś jeszcze, czego nie rozumiem, rzuca ogniste spojrzenia, całuje w rękę i odchodzi ;)

W domu gadamy jeszcze z Aurelio o tym, jak się tu żyje, trochę nawet o polityce. Miło i przyjemnie.